MasterChef

Dużo wspominam tutaj o polskiej edycji słynnego MasterChefa, a to dlatego, że dopiero co wszedł w ramówkę pewnej stacji, i że jest się na cym oprzeć przy ocenianiu zmagań polskich amatorów kuchni i Jury z zagranicznymi pierwowzorami. No i co, z czasem przyzwyczajam się do klimatu tej edycji, TVN starał się ocieplić wizerunek zagranicznego jurora, wtrąceniami w programie śniadaniowym o jego przejęzyczeniach. Co spowodowało, że ludzie podchodzą do tego z dystansem jako coś fajnego niż blee. Sam juror, się do tego odnosi z przymrużeniem oka, ale nie komentuje, nie obnosi sie jako celebryta w mediach, wręcz z dystansem co jest interesujące. Ale nie piszę tego posta by znów oceniać skład jurorski, chodzi tutaj o wczorajszy odcinek, w którym uczestnicy mieli na zadanie zrobienie potrawy z królika. I prawie wszyscy podeszli do tego z profesjonalizmem, bo była wśród nich osoba, która zachowała się dość dziwnie jak na osobę chcącą mieć swoją restauracje, być kucharzem, bądź ulepszać swoje zdolności kulinarne. Przestraszyła się ona podanego królika. Faktycznie był on podany w nie rozćwiartkowanej wersji, z pyszczkiem i sierścią na łapkach, ale helloł, to jest kucharz. Kucharz, który musi lubić wszystko co obowiązuje w jadłospisie kulinarnym w Europie chociażby i nie być hipokrytą, który bez problemu przyrządza wszelkie ptactwo, jagnięcinę, owoce morza a patrząc na zwierze jako produkt nie potrafi go przyrządzić, bo przypomina kota...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ostatanie prace

Polska popkultura

wycieczka, wakacje, ale narazie jeszcze studia